Niedziela rano. Kaj budzi mnie kawą. Siadam w łóżku nieprzytomna. Nie chcę jeszcze wychodzić z łóżka, ale mój pęcherz domaga się opróżnienia. Mówię:
– Muszę na siusiu, ale mam to w nosie.
– Ooo, to ciekawie masz rozwiązaną hydraulikę – stwierdza Kaj z uznaniem.
****
Pijemy poranną kawę i oglądamy snookera – pierwszą sesję finału China Open, mecz Trump-Selby. Trump właśnie wbija dość prostą czerwoną. Rozlegają się brawa.
– Za co to te brawa? – dziwi się Kaj. – Nawet ja taką bym wbił.
– Aha – powątpiewam.
– No może bym wbił…
– Z potężnym naciskiem na „może”.
****
Ujęcie snookerowego stołu z góry, pokazali łysinkę sędziego.
– Wiesz, wolę już jak ty łysiejesz – powolutku, powolutku podnosi ci się czoło… a ja lubię cię całować w czółko – wyjaśniam.
– Ja chyba wolałbym nie łysieć – oznajmia Kaj.
– Albo rybki, albo akwarium… płacisz za nieprzebrane pokłady swego testosteronu.
– Sprawiedliwość! A ty tylko korzystasz z tych pokładów!
****
Ogólnie pierwsza sesja taka sobie.
– Co to za finał?! Nudno! Dobry finał byłby, gdyby grał np. O’Sullivan z Hendry’m – Kaj jest mocno rozczarowany.
– Fakt! Przełącz – zgadzam się, sugerując, by wybrał inną stację.
– Ale co? Mam przełączyć na mecz Salik-Hendry?!
****
Leniwe niedzielne śniadanie. Patrząc na Kaja, mówię do Lulu:
– Może założysz dziś spódniczkę? Dziś taki ładny, słoneczny dzień.
Na to Kaj:
– O matko! Wystraszyłem się, że mówisz do mnie. Przeleciałem w myślach wszystkie swoje spódniczki i stwierdziłem, że nie mam, co na siebie włożyć!