Kaj leży na brzuchu, odpoczywa. Wchodzę do sypialni, zwalam się na niego i pytam:
– Zrobić ci kawę?
– Tak, ale najpierw ponawalaj się na mnie.
– Nie mogę… muszę iść popracować, robota nie zając, nie ucieknie.
– No właśnie, nie ucieknie.
– Chyba jednak złej mądrości użyłam… chciałam raczej powiedzieć, że robota sama się nie zrobi.
– Ale i nie ucieknie. Ponawalaj się na mnie!
– To mam zrobić kawę, czy się nawalać?
– Nawalaj się, kawa też nie ucieknie.
– Idę robić kawę – podjęłam męską decyzję.
– To chociaż udawaj, że nawalasz się na mnie – narzuć na mnie jakiś worek ziemniaków! Kaja, przecież żyjemy po to, żeby się nawalać.
Dotąd widziałam jednak nieco inaczej sens życia.