Kręcę się po kuchni. Mona od kilkunastu minut stoi przy lodówce. Zaczyna mi to nieco przeszkadzać, więc proszę:
– Kochanie, może pójdziesz, zrobisz porządek w swoim pokoju?
– Nie mogę.
– Owszem, możesz, a nawet powinnaś pójść!
– Nie mogę.
– A co cię powstrzymuje?
– Lodówka.
– Yhm, lodówka cię trzyma?
– Tak.
– Mona, dosyć. Idź stąd, nie lubię, kiedy ktoś kręci się mi za plecami.
– Mamo, ale ja naprawdę nie mogę się ruszyć, bo ona mnie trzyma.
Faktycznie. Mała włożyła rączkę w uchwyt do otwierania lodówki i zaklinowała się. Zaczerwieniona rączka wskazywała, że walczy z lodówką od pewnego czasu. Zawołałyśmy człowieka od przypadków przegranych i beznadziejnych, prywatnie ojca pokrzywdzonej.
Przyszedł, zdemontował uchwyt, przywrócił Monie wolność. Nim odszedł, pouczył:
– Mona, nie pchaj nosa w nie swoje sprawy, a rąk… a ręce trzymaj przy sobie!