Pomieszkujący u nas synek Lizy codziennie budzi nas zaraz po wschodzie słońca płaczem i piskiem. Znosimy to coraz gorzej. Kiedy po raz „dziesty” zbudził nas po piątej jego krzyk, Kaj na skraju wyczerpania nerwowego poprosił:
– Kupmy paralizator.
– Kaj, to syn mojej przyjaciółki – powiedziałam to, by przekonać siebie, że nie jest to najlepszy pomysł, choć cholernie mi się spodobał.
– To chociaż taki malutki paralizatorek? Przysięgam nie nadużywać go!
– A coś bardziej humanitarnego?
– Szklany klosz?!