Naprawiają dach w naszej kamienicy. Nie skończyli, źle zabezpieczyli, poszli do domu zadowoleni. Wieczorem z sufitu w kuchni woda zaczyna lecieć ciurkiem, w salonie na suficie pojawia się plama, która ma bardzo wyraźną tendencję wzrostową. Za oknem leje deszcz i nie zamierza przestać. Z rozmowy telefonicznej z kierownikiem robót dowiedzieliśmy się, że tego dnia nikt nie pofatyguje się ratować naszego mienia, bo na dachu jest ślisko. Ratunek przybędzie następnego ranka. Na pytanie czy deszcz poranny czyni dach mniej śliskim, odpowiedzi nie uzyskaliśmy. Kaj postanowił „zostać bohaterem w swoim domu” i udał się na strych, by tam walczyć z żywiołem. Prościzna? Niezupełnie! U nas na strych należy się wczołgać, a potem przesuwać w szpagacie po krokwiach. Ja z Siostrzeńcem Młodszym, który tego dnia u nas nocował, ratowaliśmy dobytek na dole. Jak zawsze w ekstremalnej sytuacji, śmiechom i żartom nie było końca. Wieczorem, udając się już do łóżka, Siostrzeniec Młodszy podsumował:
– U was to fajnie, zawsze coś się dzieje!
W nocy, kiedy reszta rodzinki smacznie spała, Kaj co dwie godziny chodził na strych i wylewał wodę z misek. Dziś rano dowiedzieliśmy się, że u sąsiadów w klatce obok, którzy znaleźli się w identycznej sytuacji jak my, z tym że nikt nie chodził na strych, odpadła połowa sufitu.
I tak Kaj został bohaterem w swojej kamienicy!