Jemy kolację. Na stole różne śmierdzące sery, wśród nich Mimolette, który wprawdzie nie śmierdzi, ale widocznie ostry zapach unoszący się nad stołem zrobił swoje. Kaj błysnął:
– Wiecie skąd się wzięła nazwa „Mimolette”?
– ???
– Mimo lekkiego smrodu, smakuje wybornie.
Lulu wyhaczyła wzrokiem zamknięty w plastikowym pojemniku Rouy [ten to cuchnie, dlatego go szczelnie zamykamy] i zachwyciła się:
– O, ten Rouy ładnie wygląda!
– Ładnie wygląda z pudełka – ostrzegł Kaj.
Po otwarciu pudełka rodzina zaczęła obrzucać się wzajemnymi oskarżeniami o nieobyczajne zachowanie przy stole.
Polecam Rouy, choć nie na przyjęcia, bo w jego towarzystwie zebrani patrzą na siebie podejrzliwie i z… niesmakiem, a przecież nie o to nam chodzi:)