Wychowawczyni Mony poleciła, aby rodzice wykonali po dwie pieczątki z ziemniaków. W naszej rodzinie Kaj wykonuje tego typu zadania, bo jest nieprzeciętnie uzdolniony manualnie;) Tym razem również spadło na niego. Weszłam do kuchni, kiedy prace nad pieczątkami były już mocno zaawansowane i zamurowało mnie. Na podłodze rozłożone narzędzia – najróżniejsze, w liczbie umożliwiającej pracę całemu sztabowi ludzi, na stole wśród różnistych szablonów i rysunków odpalony laptop, na podłodze rozpieprzony [sic!] kilogram ziemniaków. Wśród tego rozgardiaszu mąż mój w fartuszku cały obryzgany skrobią ziemniaczaną ze szlifierką w dłoni, zobaczywszy mnie zameldował zmartwiony:
– Wiesz, kochana, surowy ziemniak, a już świeży surowy ziemniak zwłaszcza, to niezwykle trudna materia rzeźbiarska.
Stan osłupienia nie pozwolił mi na zwerbalizowanie moich odczuć. I całe szczęście, bo dziś Mona wróciła ze szkoły jako triumfatorka – każde dziecko chciało ozdobić swoją pracę jej króliczkiem i kaczuszką:)