Spędzamy weekend u Taty. Przygotowując się do wyjścia, miotamy się z Młodszą Siostrą po domu. Czas nagli. Patrzę z niesmakiem na swoje paznokcie:
– Cholera, nie pomalowałam paznokci swoim zajebistym czerwonym lakierem! Nici z udawania damy.
Młodsza Siostra wzruszając ramionami:
– Ja damą w tym wcieleniu, to już nie będę na pewno… Nie powiem, żebym wierzyła w reinkarnację… więc damą to już nigdy nie będę.
Ja jednak się nie poddaję. Chwytam lakier, zakładam płaszcz i rzucam do Kaja:
– Lecę do auta malować paznokcie. Po drodze mi wyschną, to całe 7 minut. Za 5 minut zawołaj nasze córy i przychodźcie.
Kiedy przyszli, poinformowałam męża:
– Kochanie, tu ci kokpit niechcący pomalowałam na czerwono.
Nie znalazłam zrozumienia w jego oczach:
– Tej dużej dziewczynce już dziękujemy. Proszę opuścić wóz.
– Daj spokój, zrobię ci z tego ładny czerwony kwiatuszek, chcesz?
– Ani mi się waż! Porsche zrób.
– A może ferrari?
– Może być… albo jakiegoś strusia.
– A dlaczego strusia?
– A dlaczego kwiatka?