Wczoraj miałam koszmarny dzień. Dziś rozmawiam o tym z Kajem:
– To mnie po prostu zwaliło z nóg. Mówię ci, zeszło ze mnie całe powietrze. Morale mi siadło zupełnie.
– Mówiłem ci: pieprznij to wszystko. Proponowałem wieczór z winkiem i ze mną, z chęcią podniósłbym ci morale… i ciśnienie.
– Nie! Musiałam poprzeżywać, pocierpieć, pomęczyć się…
– Filozofia… godna męczennika.
– Muszę zyskać odporność…
– Właśnie, a zyskasz tylko wrzody na żołądku!
– Kwestia gustu, czy lepsze wrzody na żołądku, czy marskość wątroby.
– Ale droga do marskości jest znacznie przyjemniejsza.
Fakt;)