Z uwagi na częste wyjazdy dawno nie byłam na działce, kiedy wreszcie się tam udałam, byłam bliska zejścia. Niby wszystko, co tam rośnie, sama posadziłam, ale pod moją nieobecność roślinki zaszalały.
– Rany, no istny małpi gaj! I pomyśleć, że jam to uczyniła. Nie, nie, nie! W przyszłym roku muszę zająć się ogrodem na poważnie. Muszę zrobić to z większym rozmachem – żalę się mężowi.
– Małpi gaj z większym rozmachem? Znaczy będzie dżungla?
– Nie! Wprost przeciwnie, coś wyważonego i nienarzucającego się.
– To może zacznij od jednej roślinki… Najlepiej idź na kurs: „Ogrodnictwo w weekend”, albo zakup jakąś książkę typu: „Działka nie tylko dla orłów”. O wiem, wyślij zdjęcie ogrodu swojej bratowej* z pytaniem: „Co zmienić”?
– Taaa i otrzymam odpowiedź: „Wszystko”.
– Ale zawsze to jakaś wskazówka.
– Czuję, że poniosłam klęskę! Nie nadaję się wcale na chłopkę małorolną!
– Ale przynajmniej jesteś dobrą kucharką.
– Chyba nie jestem…
– Ale w czymś na pewno jesteś dobra?… chyba.
* ogrodniczy geniusz