Układamy się do snu.
– Kaja, mogę zostawić otwarte okno na noc? – pyta mąż.
– Możesz – przyzwalam łaskawie – najwyżej mnie zabijesz.
– Ty to potrafisz zachęcić.
– Nie, no zostaw, zostaw… przecież tak od razu nie umrę, najpierw zachoruję.
– Coraz lepiej! Powiadasz, że będziesz umierać długo i w strasznych mękach? To już wolę umrzeć z przegrzania.
Spaliśmy przy zamkniętym. W środku nocy oboje byliśmy bliscy zejścia z przegrzania;)