Mąż chwycił mnie w ramiona i dynamicznie przegiął w tył, aby mnie wycałować*.
– O rany, Kaj! Moje korzonki! – zakrzyknęłam na zapas.
– Ja kocham twoje korzonki – zapewnił mnie mąż, ręce trzymając jednak nieco niżej. Po czym zapytał – A ty mój kochasz?
Tego samego dnia kilka godzin później.
Mąż pakuje się na szkolenie: zabiera Monie kredki i temperówkę, prosi Lulu o mazaki, a mnie o kolorową chustę.
– Po co ci ta chusta?
– Do zasłonięcia oczu.
– To co wy TAM robicie?
– Gramy w grę: „Zgadnij, czyj to korzeń”.
Nie miałam odwagi zapytać o hasło przewodnie szkolenia;)
* scena rodem z przedwojennego filmu.