Wyjeżdżamy na weekend. Umówiliśmy się z Siostrzeńcem Młodszym, że o 9-ej zajedziemy po niego. Podjeżdżamy pod jego blok, ponieważ młodego jeszcze nie ma, dzwonię do niego. Odbiera telefon nieprzytomny, prosi o 5 minut, bo właśnie go obudziłam. 10 minut później pakuje się do auta i tłumaczy się:
– A bo wczoraj była fajna impreza. Miałem nastawić budzik, ale impreza tak się rozkręciła…
– …że potopiliście wszystkie budziki, śpiewając radośnie: „budzikom śmierć” – zgaduje Kaj.
Jedziemy. W aucie jest dosyć ciepło, jednak Siostrzeniec Młodszy siedzi w czapce z dzianiny.
– Może zdejmij czapkę – sugeruję.
– O nie, głowę mi rozsadzi.
To rzeczywiście musiała być dobra impreza.