Jemy śniadanie i zaśmiewamy się do rozpuku, bo dziewczyny przypominają najśmieszniejsze fragmenty „Pingwinów z Madagaskaru”. Cytują z pamięci długie kwestie.
– Ależ one mają dobrą pamięć – zauważam.
– Jasne, przecież one mają jeszcze wolną całą pamięć operacyjną. Nie to co my – pociesza mnie Kaj. – I co gorsza, tej naszej zawalonej nie można już wykasować.
– Fakt! Mam już tyle informacji w głowie, że teraz, kiedy coś czytam i natrafiam na nazwisko, które widzę po raz pierwszy, to je omijam – przyznaję.
– A wcześniej czytałaś? – nie może nadziwić się mąż.
– Oczywiście, że czytałam!
– Kiedy czytam książkę i pojawia się jakieś nazwisko po raz 60-ty, to sobie myślę: „Aha, trzeba je zapamiętać, bo to może być główny bohater” – wyjaśna swoją strategię czytelniczą Kaj.
– Teraz wszystko jasne, dlaczego tak bardzo nie lubisz historii – zauważam.
– Bo tam nie ma głównego bohatera, wszyscy występują tylko raz. Z drugiej strony, czy dobra beletrystyka musi mieć głównego bohatera? – zadumał się Kaj – Oczywiście, że nie! Weźmy taką książkę o równaniach różniczkowych…