powrót trucicielki

Ponieważ ostatnio [od roku ;-)] żyję w dzikim szale, cwale i pośpiechu, nie mam czasu na nic. Taki styl życia mocno odciska się na mej urodzie. Włosy maluję sama, z reguły przypadkowo kupioną farbą, kiedy któreś lusterko bez litości prawdę mi powie. Efekty są, jak łatwo się domyślić, nie do końca takie, jakbym oczekiwała, bo powiedzmy sobie szczerze, zielonego odcienia na moich blond piórach nie oczekiwałam. Rodzina raczej też nie, skoro na mój widok bezlitośnie zakrzyknęła:

– O, powrót matki-trucicielki! – obwieściła światu pierworodna.

– Katastrofa goni klęskę – uprzejmie zauważył mąż mój ukochany.

– Mocne 2 na 10 – mało przekonująco pocieszyła młodsza. 

– Ale czy ty na pewno chciałaś sobie dodać 10 lat – starsza nie dawała spokoju.

Mąż, widząc mą narastającą rozpacz, próbował mnie uspokoić:

– Ty jesteś moja Kaja, ja i tak będę cię kochał.

Właściwie nie mam pewności czy próbował mnie uspokoić, czy pchnąć w stronę rozwiązań ostatecznych… 

Dodaj komentarz

Design a site like this with WordPress.com
Rozpocznij